Tajemnice tuareskiego krzyża

Tajemnice tuareskiego krzyża

Krzyż tuareski to jeden z najbardziej rozpoznawalnych berberyjskich symboli. Dziś targowiska północnej Afryki uginają się pod naporem tych etnicznych zdobień. Jakby nie było obok Khamsy – dłoni Fatimy, to właśnie tuareskie krzyże najczęściej opuszczają ów afrykański skrawek ziemi i za sprawą oczarowanych nimi turystów nieskrępowanie wędrują po świecie. I choć wcale nie dziwi fakt, że te misternie wykonane ozdoby idealnie wpisują się w gusta przybyszów, warto pamiętać o tym, iż za rozpoznawalnym swym obliczem skrywają one i szczyptę lokalnych legend i historii.

Tuareski krzyż, wbrew wszelakim pozorom, z chrześcijańskim swym odpowiednikiem niewiele ma wspólnego. To nie historyczne powinowactwo a raczej proste skojarzenie, jakim posługiwać zaczęli się pierwsi, pojawiający się tu Europejczycy ukuło nazwę, która powszechnie weszła w użycie. Tuaregowie słowa takiego jak krzyż w języku swym w ogóle nie posiadają. Te srebrne ozdoby określają mianem Teneghelt, co odsyłać ma bezpośrednio do sposobu ich wytwarzania. Zawarty w słowie Teneghelt czasownik enghel znaczy tyle, co wlewać. Na etapie produkcji każdy z powstających krzyży bezkompromisowo wymaga powołania do życia swego woskowego pierwowzoru. On to szczelnie oklejony gliną wędruje wprost w czeluście rozgrzanego pieca. Tam, zewnętrzna powłoka ulega utwardzeniu, woskowe wnętrze zaś topnieje na tyle, że z łatwością zastąpione zostać może wlewanym w jego miejsce ciekłym srebrem. Potem wystarczy odczekać do wystygnięcia, rozbić glinianą skorupę i gotowe – szkielet przyszłego dzieła czekać już może na jubilerską obróbkę.

Jak to zazwyczaj w wypadku tradycyjnych wyrobów bywa nie jest tak, że rzemieślniczą pracownię opuścić mógł krzyż w zupełnie dowolnej odsłonie. Tuarescy mistrzowie w materii tej dokładnie trzymać musieli się dwudziestu jeden kanonicznych wzorów i o żadnych odstępstwach w miejscu tym po prostu nie mogło być mowy. Trudno zresztą się dziwić skoro Teneghelt, ten znajdujący się w posiadaniu berberyjskiego mężczyzny, to niemal dowód tożsamości czy akt urodzenia. Każdy, ze ściśle przestrzeganych szablonów, połączony był bowiem z konkretną oazą, miastem czy regionem, tym samym zaś z daną grupą Tuaregów. Ojciec ów klanowy znak przekazywał więc w ręce syna, gdy ten stając u progu dojrzałości z chłopca przemieniał się w mężczyznę. „Mój synu – mówił – daję Ci cztery kierunki świata, bo nie wiem gdzie będziesz na końcu swego życia.” Niegdyś, gdy przestrzeganie zwyczajowych prawideł było nieodzowną normą, Teneghelt wśród koczowniczych, pustynnych ludów okazywał się nader skutecznym sposobem na wewnątrzetniczną identyfikację. Dziś tuareskie krzyże w roli rodowodów występują już coraz rzadziej, to raczej ozdobna funkcja niepodzielnie dzierżyć zaczyna tu pierwsze skrzypce.

Na afrykańskim lądzie odległe dzieje często nikną w roju mitów, opowiastek i legend. Sięgnięcie w głąb historii, również tej dotyczącej tuareskiego krzyża, to zadanie do wykonania prawie niemożliwe. Istnieją udokumentowane XIII i XIV wieczne relacje Europejczyków, którzy już przed wiekami zachwycali się tym niewielkim, srebrnym dziełem. Istnieją też lokalne podania, którym pozostaje wierzyć li tylko na słowo.

W myśl niektórych historii ta tuareska ozdoba powstała po to, by na jej powierzchni nanieść mapę nieba wiodącą przez bezkresne piaski Sahary. Grawerowane na krzyżu wzory to gwiezdne konstelacje wędrującym koczownikom zdolne wskazać właściwą drogę. Centralny motyw koła jest tu życiodajną studnią, bez której funkcjonowanie w tym terenie obejść się nie może. Mniejsze okręgi wokół niej zaś, to stada bydła – największe, materialne bogactwo, jakie posiadają pasterze.

Inna z opowieści głosi, iż pierwszy Teneghelt stworzony został jako symbol miłości. Ta-rah to określenie na miłość w berberyjskim języku tamaszek, + i O to zaś bezpośredni zapis owego słowa w alfabecie tifinagh. Dawno temu młody mężczyzna zakochany w więzionej w domu księżniczce udał się z prośbą o pomoc do zaprzyjaźnionego od lat kowala. Ten wysłuchawszy historii wpadł na pomysł skonstruowania znaku, który przetrzymywanej niewieście przypominać będzie o uczuciu, jakim jest darzona. Obie wspomniane litery zaklął więc w srebrnym wisiorku – tak zaszyfrowane, miłośne wyznanie przez ręce zaufanej służki dotarło do odseparowanej od świata damy. To właśnie krzyż ów zapewnić miał szczęśliwy finał owej niełatwej, uczuciowej próby. Zresztą chyba faktycznie zakończyć musiała się ona sukcesem, gdyż młodym, zaręczonym pannom w nawyk wszedł zwyczaj zawieszania na szyi tego, osnutego aurą magiczności, wisiorka. Czy w tej niewielkiej, tuareskiej ozdobie tkwią jakieś moce, poza mocą miłości oczywiście? Po dziś dzień nie wiadomo. Inadane, tuarescy rzemieślnicy, pogłosce owej nie zaprzeczają puszczając figlarne oko.


Przyjaciele Piekiełka
Artom.Audio
Szkoła Tańca Hamsa
Galeria Oławska

© Piekielko.com